Poprzedni wpis z tej podróży znajdziecie tutaj: Bałkańska Opowieść – cz.2 Południowa Chorwacja
Granicę z Czarnogórą przekraczamy szybko i bez żadnych dodatkowych kontroli. W Czarnogórze niestety jest sporo droższy gaz (jakieś 2,8zł) ale tankujemy i mamy spokój na kolejne 300km : )
Wjeżdżamy w Zatokę Kotorską. Wokół coraz więcej majestatycznych gór. Najwyższe szczyty które mają około 1500m są ośnieżone. Zatrzymujemy się w różnych miejscach wzdłuż zatoki i robimy zdjęcia.
Wjeżdżamy do Pereastu gdzie byłam kilka razy – chyba najładniejsze miasteczko nad zatoką.
Po przejechaniu dużej części zatoki zatrzymujemy się w wiosce Dobrota-sv.Stasi i ruszamy na małą wycieczkę.
Przed nami ściana gór która z dołu wygląda na prawie pionową. I ponad 800 metrów podejścia w górę szlakiem stromszym od przeciętnej klatki schodowej. Ruszamy. Ścieżka wiedzie przez skalisty teren, ale dookoła rosną pojedyncze drzewa – na wielu z nich rosną granaty : ) Co tylko oglądamy się za siebie to mamy coraz ładniejszy widok na zatokę.
Po około 2 godzinach dochodzimy na przełęcz skąd widok jest już rewelacyjny – poza zatoką widać też pełne morze po drugiej stronie gór i wiele dalszych pasm górskich Czarnogóry.
Po drugiej stronie przełęczy wchodzimy w zupełnie inny świat. Jest troszkę śniegu, jest zimno – przed nami zupełnie nowe szczyty, niektóre mają około 1500m. A przed nami opuszczona wioska. Tyle że opuszczona prawdopodobnie w czasie II wojny światowej gdyż przy cerkwi daty na nagrobkach kończą się na latach 30tych. Część domów jest zupełnie zrujnowanych, a kilka wygląda jakby jacyś ludzie dalej korzystali z nich w lecie. Idziemy pod cerkiewkę która jest położona w malowniczym miejscu na górce.
Wracamy na przełęcz i zaczynamy schodzenie w dół do poziomu morza. Wsiadamy w autko i jedziemy do odległego o 5km Kotoru. Kotor ma piękne stare miasto i położoną powyżej niego na skałach twierdzę. Idziemy na stare miasto i chodzimy uliczkami. Jest przyjemnie, po kamiennych zakamarkach ślicznej starówki przechadzają się duże ilości kotów.
Kupujemy sobie burka – ja z serem, a Jarek z mięsem. Burek to bynajmniej tutaj nie jakaś psinka tylko rodzaj ciasta w które owinięte jest wypełnienie – ser, mięso, szpinak i inne.
A potem spotykamy się z Vlatkiem. Vlatko to mój znajomy z moich dawnych wypraw po Bałkanach. Podbiera nas swoim busem którym przyjechał po nas ze swoją żoną Jeleną, dwójką dzieci i swoim szwagrem. Zabierają nas do Tivatu – miasteczka po drugiej stronie góry. Tivat jest bardzo drogim portem gdzie stacjonują mega drogie jachty. We wszystkim mają swój udział w dużej mierze Rosjanie. Dojeżdżamy tam tuż przed zachodem słońca i idziemy na spacer. Palmy, zachód słońca i biały marmur którym wyłożone są alejki – taki widoczek mi utkwił w pamięci z tego spaceru.


Siadamy w jednej z pobliskich restauracji. Nasi przyjaciele zapraszają nas na herbatkę i ciastko. Ale ciastko równa się kawałek tortu taki że ja nie jestem w stanie go zjeść. Kawałki tortu są mega duże.
Po mile spędzonym czasie Vlatko odwozi rodzinę do domu, a nas zabiera do swojego biura gdzie na co dzień pracuje, a na te dwa dni da je nam do mieszkania. Biuro jednak nie jest typowym biurem. To byłe mieszkanie Vlatka z czasów gdy jeszcze nie był żonaty. Ja bym to nazwała po prostu apartament nad samą zatoką. Jest tu i aneks kuchenny i stół i łóżka i łazienka z ciepłą wodą i przede wszystkim wszystko jest urządzone bardzo przytulnie. Z okna widać zatokę i jakby wyrastające z niej wysokie góry.
Vlatko ma firmę zajmującą się organizacją wycieczek wysokogórskich i ogólnie łażenia po górach. Możecie wpisac w gogle Zalaz – to nazwa jego firmy. Vlatko ma drugie mobilne biuro czyli przyczepę campingową przed domem. Jako że w ‘apartamencie’ nie ma internetu to idziemy do Vlatka do przyczepy – on ma jeszcze wykonać coś do pracy, a my buszujemy na couchsurfingu w poszukiwaniu kolejnych noclegów : ) A potem wracamy już na górę do ‘apartamentu’ i idziemy spać. Śpimy jak dzieci na miękkim łóżku po poprzedniej nocy w aucie i dniu pełnym wrażeń.
9 marca
Wstajemy rano, wita nas piękny widok z okna.
Zostawiamy większość rzeczy w ‘apartamencie’ i ruszamy na wycieczkę. Dzień jest przepiękny – od rana bardzo ciepło, niebo jest całe niebieskie, a słoneczko miło grzeje. Najpierw jedziemy do Kotoru.
Dziś chcemy wyjść na twierdzę nas starym miastem. Idzie się na górę około pół godziny. Z całej trasy jest śliczny widok na stare miasto, na zatokę i okoliczne góry.
Twierdza sama w sobie jest taka sobie, ale widok z niej jest super, szczególnie przy dzisiejszej pogodzie.
Po zejściu z twierdzy wracamy na chwilkę do ‘apartamentu’.
Spotykamy się z Vlatkiem który dziś pracuje w przyczepie.
A że jest ciepło to przebieramy się w stroje kąpielowe i ruszmy do wody. Woda jest zimna jako że z gór schodzi śnieg. Vlatko mówi nam że przez styczeń i luty nie było w ogóle śniegu i pierwszy śnieg przyszedł tydzień przed naszym przyjazdem więc na samym początku marca. Ja na chwilę zanurzam się do wody, Jarek moczy nogi, ale zdecydowanie nie jest to woda o temperaturze do przyjemnego pływania.
Przebieramy się (krótkie spodenki i sukienka zdają egzamin na dole, ale jedziemy dalej w wysokie góry). Naszym celem jest góra Lovcen która ma wysokość ponad 1600m. z której widać prawie całą Czarnogórę. Wielkimi serpentynami pniemy się w górę z Kotoru. Widoki są przepiękne.
W połowie wyjazdu skręcamy z głównej drogi do Cetyni na mniejszą szerokości jednego auta. Jest tam szlaban i pan z parku narodowego pobiera opłaty za wjazd do parku. Od tego miejsca jest już sporo śniegu. I im wyżej tym coraz więcej. Jedziemy przez zimowy krajobraz. Mijanie się z innym autem nie jest łatwe, ale na szczęście prawie nic nie jeździ.
Dojeżdżamy drogą prawie pod sam szczyt. Niestety w pewnym momencie jest już tyle śniegu że nie da się przejechać dalej autem. Na szczęście jest to już około 1,5km od końcowego parkingu pod szczytem.
Idziemy przez śniegi w kierunku parkingu.
Docieramy na parking. Lekkie wybrzuszenia w śniegu świadczą o tym że pod spodem są ławki. Widok z tego miejsca jest magiczny. W oddali widać Jezioro Szkoderskie.
Ponad pełnym śniegu parkingiem jest domek strażników którzy mówią nam że mauzoleum jest zamknięte. Na szczycie góry Lovcen jest bowiem mauzoleum Piotra II Petrowicza-Niegosza, słynnego władcy Czarnogóry. A pilnowany jest bo w środku jest podobno złote sklepienie. Mauzoleum jest zamknięte, ale możemy wejść na sam szczyt góry na panoramkę. A po to przede wszystkim to przybyliśmy. Z parkingu w lecie na szczyt wiedzie ponad 400 schodów. Część z nich pokonuje się w tunelu. My widzimy tylko ze w tunelu gdyż reszta pokryta jest sporą warstewką śniegu i miejscami idzie się w śniegu po kolana.
Wychodzimy na szczyt. Widok zapiera dech w piersiach. Widać stąd rzeczywiście wielki teren – prawie całą Czarnogórę. Jest rewelacyjnie.

Potem schodzimy w dół do autka i zjeżdżamy w drugą stronę do miasta Cetinje. Cetinje to dawna stolica Czarnogóry. Położona wysoko w górach, jest niezbyt dużym, sympatycznym miasteczkiem przez które przejeżdżamy. Wjeżdżamy do środka i robimy małą przejażdżkę po mieście aby poczuć klimacik : )
A potem jedziemy dalej w kierunku Budvy. Czyli wracamy na wybrzeże. Sam serpentynowy zjazd znów obdarza nas super widoczkami na linię wybrzeża.
W Budvie spacerujemy wzdłuż plaży i portu, a potem idziemy na stare miasto. Jest ono malutkie i klimatyczne. I jest tu jak i w poprzednich mnóstwo kotów : )
Po wieczornym spacerku po starówce w Budvie wracamy w kierunku Kotoru. Po drodze zatrzymujemy się na zakupy w dużym markecie. Kiedy wracamy to Vlatko jeszcze pracuje w przyczepie. Zaprasza nas na herbatkę z ziół zbieranych przez jego żonę. Siedzimy i gadamy. A potem on wraca do swojego domku, a my do ‘apartamentu’. Robimy sobie pyszną kolację i idziemy spać.
10 marca
Budzimy się po 7mej. Od rana pada deszcz. Pakowanie, śniadanie i w drogę. Podjeżdżamy pożegnać się z Vlatkiem. Dostajemy na drogę domowej roboty czarnogórskie oliwki : ) Jedziemy przez Kotor i Budvę dalej wybrzeżem. Zatrzymujemy się zrobić fotki połączonej przesmykiem z lądem wysepki Sveti Stefan. A potem drogą przez góry ruszamy do Podgoricy.
Zaraz potem zatrzymuje nas do kontroli czarnogórska policja. Sprawdzają dokumenty i 3 razy pytają się czy wszystko w porządku jest z autem. Przekomarzają się że mamy im niby coś zapłacić, ale my wtedy udajemy że nie rozumiemy i nas puszczają. Droga prowadzi najpierw przez góry, a potem wielką groblą przez kawałek Szkoderskiego Jeziora. W Podgoricy tankujemy autko, podłączamy się pod stacyjne wifi i mamy dobre wieści – sympatyczna pani napisała że ugości nas dziś w Pristinie. Tak więc zadowoleni ruszamy dalej. Za Podgoricą wjeżdżamy w przepiękny kanion rzeki Moraczy. Rzeka ma turkusowy kolor, a skały są kilkadziesiąt metrów ponad nami i kilkadziesiąt metrów pod nami. Jakbyśmy drogą lecieli wśród gór. Droga wije się przez tunele. Ciekawostka – tu w tunelach jest zupełnie ciemno i trzeba po wjeździe chwilę przyzwyczaić oczy i jeśli nikt nie jedzie włączyć długie.
Dojeżdżamy do miasteczka Mojkovac i zaraz potem zatrzymujemy się w jednej z przydrożnych restauracji. Jest super klimat w środku. Restauracja jest drewnianym okrągłym budynkiem na górce. Dookoła są stoliki, a na środku jest palenisko i wokół niego można siedzieć i jeść. Siadamy przy ogniu i najpierw pijemy herbatki, a potem jemy dobry obiadek z lokalnymi serami. Dla mnie hitem są też marynowane papryki nadziewane kiszoną kapustą.
Po sytym i niedrogim (2 razy taniej niż na wybrzeżu w knajpkach) obiadku ruszamy dalej. Jedziemy przez góry na wysokości około 1000m npm. Jest śnieg dookoła. Dojeżdżamy do miasteczka Rożaje i stamtąd ruszamy już stromo pod górę w kierunku granicy z Kosovem. Krajobraz zimowy zmienia się w bajkowo zimowy – jedziemy białą drogą pośród białych choinek i wielkich zasp śniegu. Droga jest w miarę odśnieżona, ale w wielu miejscach jedzie się po śniegu. Zresztą odśnieżony jest sam środek, ślad dla jednego auta i problem pojawia się gdy zza zakrętu wyjeżdża tir. A kilka ich minęliśmy.
Granica jest na przełęczy na ponad 1800m npm, ale budki graniczne są niżej po obu stronach przełęczy. Pogranicznik czarnogórski pyta czy nie mamy polskiego piwa dla niego : D
Ciąg dalszy w kolejnym wpisie – Bałkańska opowieść cz.4 Kosovo i Albania : )