Bałkańska opowieść – marzec 2016 – cz.7 Bułgaria i Serbia

Poprzedni wpis z tej podróży znajdziecie tutaj: Bałkańska Opowieść – cz.6 Grecja

Jesteśmy w Bułgarii. Słonecznie, spokojnie.

DSC_8342_1

DSC_8355

Najpierw jedziemy do miasteczka Melnik. To właściwie bardziej wioska niż miasteczko – leży u podnóża gór Pirin. Przejeżdżamy przez Melnik i jedziemy do Monastyru Rożańskiego, a w Melniku chcemy zatrzymać się na powrocie. Melnik i okoliczne wioski są położone wśród lessowych tworów które wyglądają jak piramidy.

Droga wiedzie cały czas pod górę – wjeżdżamy pod same góry Pirin. Przy monastyrze jest dużo chłodniej niż na dole przy głównej drodze. Ale przede wszystkim jest cicho i są stąd piękne widoki, które w ciszy są jeszcze piękniejsze.

Wchodzimy na dziedziniec monastyru. Jest cicho, pusto, słychać cichutko wodę płynącą ze źródełka. Atmosfera jest zupełnie inna niż np. w komercyjnych monastyrach w Grecji. Tu nie ma biletów wstępu, ale nie można robić fotek, używać sprzętów elektronicznych i trzeba starać się zachować oryginalną atmosferę tego miejsca. Dziedziniec ma dużo drewnianych elementów, a w lecie ponad nim rosną winogrona. Wchodzimy do środka pięknej malowanej cerkwi z robiącym wrażenie ikonostasem. Bardzo ciekawe miejsce. Ma taki prawdziwy klimat.

DSC_8385

Potem jedziemy z powrotem w kierunku Melnika. Po drodze zatrzymujemy się przy stoisku pamiątkarzy i kupujemy miejscowe wino i przetwory.

I dojeżdżamy do Melnika. W Melniku idziemy na krótki spacer, a potem siadamy sobie w restauracji. Jedzenie podają w typowych Bułgarskich ceramicznych naczyniach. Super zupa fasolowa, szopska sałata i herbata za 2 zł to dobre wzmocnienie na dalszą część dnia. W dodatku wszystko podane na pięknych obrusach w bułgarskich wzorach (też sobie taki mały kupiłam do domu). Melnik przynajmniej teraz poza sezonem jest cichy i spokojny. Co trochę słońce przebija przez chmury i dodaje jeszcze spokoju do tego miejsca.

DSC_8407

DSC_8410

IMG_9066

IMG_9064

Ruszamy dalej. Wracamy do głównej drogi i jedziemy dalej na północ. Pamiętam sprzed wielu lat że z Salonik do Sofii jechało się 6 godzin. Teraz mapy google podały 4 godziny. Już wiem dlaczego. Większość tej dawniej starej drogi przez góry jest już teraz dobrą autostradą. A brakujące części dalej się budują.

DSC_8416

DSC_8418

DSC_8455

DSC_8469

DSC_8481

Skręcamy jeszcze w jedno miejsce przed dojechaniem do Sofii. 30km od głównej drogi, u stóp gór Riła leży chyba największy zabytek Bułgarii – Rilski Monastyr. Z drogi mamy świetne widoki na góry Pirin i Góry Riła (jedne i drugie mają po prawie 3000 metrów). Szczyty są dalej w śniegu. Dojeżdżamy do monastyru. Wita nas napis że parking jest za ponad 10zł, ale nie ma nikogo kto by kasował opłatę. Tak samo wejście do monastyru jest za darmo. Z dziedzińca monastyru jest piękny widok na stojącą na środku cerkiew i ośnieżone szczyty gór Riła w tle. Podcienia monastyru i jego wnętrze są pięknie malowane. Cerkiew jest wielka w środku. Jest to miejsce warte tego aby tu przyjechać.

DSC_8505

DSC_8508

DSC_8509

DSC_8515

DSC_8524

IMG_9086

Po krótkim spacerze po dziedzińcu ruszamy z powrotem do głównej drogi. Do Sofii dojeżdżamy późnym popołudniem.

DSC_8540

DSC_8549

W Sofii znajdujemy centrum handlowe i idziemy na zakupy. A potem jedziemy na jedno z osiedli w mieście gdzie dziś będziemy nocować. Goszczą nas Ivelina i Vladimir z couchsurfingu. Okazują się fantastycznymi ludźmi. Mieszkają w przyjemnym mieszkanku na 3cim piętrze. Mają super radosną i śliczną córkę która już w wejściu wita nas z uśmiechem i wesołym ‘hello’. Ivelina przygotowała dla nas pyszny obiad, a my do tego dorobiliśmy sałatkę aby też coś było od nas.

DSC_8564
Z Vladimirem, Iveliną i ich córeczką

Vladimir dostał od nas polskie piwa i to był strzał w 10tkę bo uwielbia piwa. Jemy obiad i rozmawiamy. Kasza quinoa z pokrzywą którą przygotowała Ivelina jest super. Vladimir mówi że jego rodzice mówią po polsku bo jego tata pracował kiedyś w ambasadzie w Warszawie. Po obiedzie oglądamy w telewizji zawody we wbieganiu na Wieżę Eiffla. W tamtym roku wygrał Polak, a Bułgar był drugi. I obaj startują też w tym roku. W tym roku Polak też wygrywa, a Bułgar niestety spada na 4tą pozycję. Na noc dostajemy do spania łóżko w salonie. Korzystając z internetu piszę relację do 1szej w nocy : )

18 marca
Wstajemy po 6tej (po 5tej czasu polskiego) bo nasi gospodarze wychodzą rano do pracy. Jedziemy do centrum.

IMG_20160318_100132

Poza małym spacerkiem po centrum plan jest jeden.
W skrócie: Moi rodzice zanim się urodziłam byli na wycieczce w Bułgarii. Przywieźli stamtąd kilka ręcznie malowanych glinianych talerzy z typowym bułgarskim wzorem z pawim okiem. I z mojego dzieciństwa pamiętam te talerze jako coś wyjątkowego na specjalną okazję. I teraz niedawno znalazłam na olx że ktoś sprzedaje używany zestaw bułgarskich kubków z takim wzorkiem. No to je kupiłam. Patrzyłam czy nie ma więcej ale jest dosłownie kilka takich rzeczy w Polsce na olx czy allegro, w dodatku są niekompletne, poszczerbione i często drogie. Ale zajrzałam na stronę bułgarskiego sklepu z pamiątkami i okazało się że w Bułgarii są one sprzedawane taniej. A że planowaliśmy być w Grecji i dalej jechać do Serbii przez Macedonię to trasa uległa małej zmianie i stąd Bułgaria na naszej trasie.
Vladimir powiedział nam gdzie w Sofii jest targ gdzie takie sprzedają w dobrych cenach. Targ cały jest fajny, taki lokalny z klimatem. Ale miejsce gdzie są budki z ceramiką przyciąga mnie całkowicie.

IMG_9100
Jeden z wielu kramików z moją ulubioną ceramiką

Czy wiecie jak taką ceramikę się robi? Tu jest filmik który pokazuje część procesu: https://www.youtube.com/watch?v=jevZZmUo0mo Razem z utoczeniem naczynia z gliny, wypalaniem dwa razy w temperaturze ponad 1000 stopni (po zrobieniu naczynia i po pomalowaniu go), 2 dniowym stygnięciu i kilkudniowym suszeniu cały proces powstawania talerza trwa ponad miesiąc.
No więc wybieram talerze, miski, garnki i inne drobiazgi. I takie wielkie pudło z ceramiką niesiemy do samochodu. Z wielkim uśmiechem na ustach wyjeżdżam z Sofii. Tankujemy gaz i ruszamy w kierunku Serbii. Mimo wczesnej godziny przez całą Sofię udaje nam się przejechać bez korków. Jest piękna słoneczna pogoda, ale jest dość zimno. Dojeżdżamy do granicy, sprawdzają nam jedynie dowody (paszportów nie pokazujemy bo tam są pieczątki z Kosova) i wjeżdżamy do Serbii. Najpierw trasa biegnie ładną drogą przez góry, wioski i kaniony.

DSC_8603

DSC_8615

A w okolicach miasta Nisz dołączamy do idącej od granicy macedońskiej autostrady, która będzie nam towarzyszyć aż do Belgradu. Po drodze zatrzymujemy się w knajpce na herbatkę. Stoliki są na słoneczku więc grzejemy się odbijając sobie za deszczową Grecję. A potem robimy sobie sałatkę z jedzenia które zostało nam w aucie. Autostrada Nisz-Belgrad działa tak jak nasza Gliwice-Wrocław. Płaci się za przejechany odcinek na wyjeździe. Cała trasa kosztuje około 25zł. Można płacić w denarach, euro lub kartą. Wjeżdżamy do Belgradu. Nie jedziemy obwodnicą bo ona obiega miasto od zachodu, a my chcemy skręcić na pn-wsch.

Ale zanim była obwodnica to główny autostradowy przelot był przez samo miasto. Więc mimo że są godziny szczytu to jedzie nam się super i bez korków. Przejeżdżamy przez rzekę Sawę (która kilometr dalej wpada do Dunaju), a kilkanaście kilometrów dalej skręcamy z głównej trasy i przejeżdżamy przez Dunaj. I zostaje nam około 80km do przejechania. Jedziemy przez wioski, już po totalnie płaskiej krainie. Wokół zielono i kwitną drzewa owocowe. A jest dopiero marzec.

DSC_8630

Dojeżdżamy do miasta Zrenjanin gdzie mieszkają nasi znajomi Olja i Sasza. Poznaliśmy ich kiedyś przez couchsurfing. Najpierw oni odwiedzili nas w Szczawie, a potem ja razem z moją koleżanką Zosią byłyśmy u nich kiedy wracałyśmy z pomagania uchodźcom na granicy serbsko-chorwackiej. A teraz udało nam się przyjechać do nich razem z Jarkiem. Witają nas z otwartymi ramionami i na starcie dostajemy super jedzonko (Olja jest mistrzynią w kuchni).

Siedzimy i rozmawiamy. Syn naszych gospodarzy Nemanja, który ma 13 lat trenuje koszykówkę. Wieczorem ma trening więc Jarka który jest ciekawy jak tu wyglądają treningi Sasza zabiera z nimi. I przy okazji pokazuje mu miasto (ja widziałam jesienią). A ja z Olją idziemy do sklepu. Olja mało mówi po angielsku, ale mówi za to po rosyjsku po którym ja mówię tylko trochę. Ale okazuje się że mix naszych słowiańskich języków plus ogromna umiejętność Olji do pokazywania rzeczy bez słów sprawiają że rozmawiamy bez przerwy : )

Lokalny targ

19 marca
Wysypiamy się w końcu : ) Nasi gospodarze czekają na nas z pysznym śniadankiem : ) A po śniadanku Sasza zabiera nas na wycieczkę. Najpierw na dach wysokiego budynku z którego widać całe miasto.

IMG_9111

A potem na most który jest wypukły, trzeba na niego wysoko wejść, aby potem zejść na dół. Nazywany jest ‘banana most’ i jak się potrzęsie barierką na górze to cały most się chwieje. Jedziemy też na farmę naszych gospodarzy. Mają oni ogromną działkę, gdzie rosną im różne owoce. Zdrowe, ekologiczne, niepryskane. Dużą część z tego sprzedają bo ludzie wiedzą że są to rzeczywiście ekologiczne owoce i mają do nich zaufanie. W lecie jest przy tym mnóstwo roboty. Drzewa owocowe mają kwiaty, a niektóre (np.migdałowe) już przekwitają. A jest środek marca. U nas na ten super zapach kwitnących drzew trzeba będzie jeszcze 2 miesiące poczekać. Sasza mówi nam o swoich planach, jak dalej chce zagospodarowywać teren – to wszystko robi wielkie wrażenie.

Wracamy do domu gdzie Olja czeka już z super obiadem. Najadamy się, a właściwie przejadamy, bo przy tak dobrym jedzeniu inaczej się nie da. Po obiedzie idziemy na koniec ulicy (który jest jednocześnie końcem miasta) pograć w kosza. Właściwie grają Jarek, Namanja i Sasza, a ja robię zdjęcia.

DSC_8657

IMG_9164

IMG_9134

IMG_9150

IMG_9184

Jest bardzo ciepło, świeci słoneczko, obok kwitną forsycje i sąsiad kosi za wysoką już trawę (w marcu!). Po grze wracamy do domu i chwilę odpoczywamy. Ja siadam do komputerka i piszę relację. Potem Jarek i Nemanja idą jeszcze raz zagrać. Wieczorkiem Sasza i Olja zabierają nas w bardzo ciekawe miejsce. Jeden człowiek ze Zrenjanina którego nazywają Gruja kolekcjonuje kufle i szklanki na piwo. Ma ich ponad 6 tysięcy różnych co sprawia że jest w światowej 10tce kolekcjonerów kufli. A jako że jest to znajomy Saszy i Olji to mamy przyjemność obejrzeć jego kolekcję. Są kufle z Chin, Egiptu, Ameryki Pd i oczywiście również z Polski. Są niektóre kufle w bardzo ciekawych i nietypowych kształtach. Całe pomieszczenie od podłogi do sufitu wypełnione jest kuflami.

DSC_8673
Gruja i jego kolekcja

A potem Sasza i Olja zabierają nas jeszcze na spacer na miasto. Pokazują nam wiele fajnych miejsc i opowiadają ciekawostki.

Potem wracamy do domu i Sasza pokazuje Jarkowi swoją kolekcję (ja widziałam ostatnim razem). Otóż Sasza kolekcjonuje banknoty. Ma ich ogromną ilość, są to banknoty z całego świata, wiele z nich jest bardzo starych i są po prostu dziełami sztuki.

DSC_8694

IMG_9278

Sasza daje nam też w prezencie kilka banknotów, w tym dawne jugosławiańskie z czasów hiperinflacji co mają po ponad 10 zer. Spędzamy bardzo miły wieczór, ale na rozum staramy się wcześniej położyć spać bo następnego dnia przed nami długa droga.
20 marca
Czas powrotu do domu. Wstajemy rano, a dużo raniej wstaje specjalnie dla nas Olja i specjalnie dla nas piecze Burka (czyli pitę z serem po bałkańsku). Kiedy idziemy do kuchni czekają już oboje na nas i śniadanko na stole. Są wspaniali : ) Jemy śniadanko, żegnamy się obdarowani kolejnymi prezentami i przed 8mą już jesteśmy w trasie. Dwie godziny jedziemy przez Serbię. Na granicy tankujemy i kupujemy węgierską winietkę. Granica węgierska jest jednocześnie unijną i tą przez którą szli uchodźcy kilka miesięcy temu. Więc najpierw jest jeden pan co każe nam otworzyć bagażnik (chyba szuka uchodźców) i pan od dowodów, a potem jest właściwy pan celnik co szuka alkoholu i papierosów i też każe nam otworzyć bagażnik po raz drugi. Zabawne jest to że nikt się nie pyta o bagażnik dachowy gdzie dorosły człowiek spokojnie mógłby się zmieścić. Przez Węgry mykamy autostradą i dość szybko dojeżdżamy na Słowację. Na Słowacji jak zwykle trochę nam schodzi bo musimy przejechać przez góry. Krajobraz w między czasie się zmienia – nie ma już zieleni, temperatura spada. W jednym miejscu jest plus jeden stopień tylko. Jest pochmurno i szaro. Dojeżdżamy do Polski i dość szybko dojeżdżamy do domu. W wielu miejscach leży śnieg, nie ma zieleni i jest zimno. Witają nas jedynie pierwsze krokusy – na naszą wiosnę musimy jeszcze chwilę poczekać.

Leave a Reply