Przygotowania do Świąt

Do ogarnięcia było bardzo dużo, choć nie wyobrażałam sobie na początku jak dużo – jako że nie spodziewałam się aż tak dużej pomocy od ludzi jaka spłynęła. Pisząc poniższy tekst nie będę pisać imion darczyńców – co by nikt nie poczuł się pokrzywdzony że go nie wymieniłam, a niestety nie dam rady wymienić wszystkich.

Zdjęć z przygotowań nie ma dużo w porównaniu do tego ile się działo, ale szczególnie w ostatnim tygodniu po prostu nie było na nie czasu – robione na prędko, komórką – teraz trochę żałuję że nie ma iluś ujęć, ale myślę że te co są w jakiś sposób przekażą Wam klimat naszych świątecznych przygotowań :)

Zaczęliśmy od ogarnięcia dwóch tematów – transportu i prezentów.

Główne prezenty ogarniała moja koleżanka. Zrobiła to super, wszystko było tak jak trzeba, a nawet lepiej. Wiele osób po ustaleniu z nią co kupić, wysyłało prezent na nasz adres, a ja to na miejscu układałam i tuż przed świętami lądowało to już w konkretnym plecaczku dla konkretnego dziecka. Nie wiedzieliśmy ile będziemy mogli dać dzieciom więc początkowo zaczęliśmy od pojedynczych prezentów – w większości były to klocki lego dla młodszych chłopców, lalki z akcesoriami dla młodszych dziewczynek, karty podarunkowe do Diverse dla nastolatków, zestawy kosmetyków Avon dla nastolatek i karty podarunkowe do Carrefoura dla rodziców. Plus skarpetki, rękawiczki i spinki i drobny słodycz.

DSC_0404

Transport. Od początku wiedzieliśmy że nie stać nas na wynajęcie autobusu na te 4 dni- byłoby to ładnych kilka tysięcy, z 6-8 tysięcy podejrzewam. Zresztą gdzie znaleźć kierowcę który by z własnej woli, a nie z nakazu szefa spędził święta na odludziu w hotelowym pokoiku jeżdżąc w dzień za kółkiem zamiast spędzać ten rodzinny czas ze swoimi najbliższymi. Więc ten pomysł nie wchodził w grę. Ale jest Polskibus. W Polskimbusie jeśli bilety kupić wcześniej to na trasie Warszawa-Kraków mogą być nawet za 12zł. Ale do końca nigdy nie wiadomo ile będą kosztowały gdyż na raz można kupić tylko 9 biletów – kupując dla grupy kupuje się po 9sztuk, a cena po każdych kolejnych 9ciu rośnie. I nikt nie wie o ile. 37 biletów to 5 serii biletowych. Zaczęłam od poproszenia w poście na fb znajomych o złożenie się ze mną na bilety plus wrzuciłam tą samą prośbę na zamkniętą grupę na której od dawna jestem, poświęconą pomocy uchodźcom. Odzew znajomych był niesamowity. Plus pomogło kilka osób z grupy. Już po dwóch dniach mogłam kupować bilety. Mimo rosnących cen przy rezerwacji średnio cena jednego biletu wyszła 22zł więc cieszyliśmy się że ten etap udało się kupić całkiem tanio.

polskibus

Pozostał transport Kraków-Szczawa w Wigilię i Szczawa-Kraków w dzień po świętach.

Na dzień po świętach wynajęliśmy autokar z sąsiedniej wioski (27my grudnia to już nie był problem). Lokalne autobusy od nas do Krakowa to małe busiki co jeżdżą co godzinę i zatrzymują się i zabierają pasażerów tylko jeśli mają wolne miejsca (to przelotowe, jadące ze Szczawnicy). Nie mogliśmy więc przy takiej ilości osób, w dzień kiedy dużo osób wraca ze świąt i busy są przepełnione nastawiać się na lokalne busiki i ryzykować że część naszych gości nie zdąży na autobus powrotny z Krakowa do Warszawy. Stąd dość szybka decyzja o wynajęciu autokaru, który był niewiele droższy niż bilety autobusowe dla wszystkich.

Natomiast w Wigilię po przyjeździe grupy z Warszawy do Krakowa autobusy lokalne już prawie kończyły jazdę i na taki autobus mogłam kupić w kasie max. 20 biletów. Lokalne firmy z autobusami do wynajęcia mówiły że wieczorem w wigilię nie pracują (i w sumie dobrze bo kierowcy mogą być z rodzinami). Więc pytałam się na fb czy są osoby które mogłyby zabrać część naszych gości i przywieźć do nas prywatnymi autami z Krakowa. Zgłosiło się 5 takich osób które chciały przywieźć naszych gości. Dla reszty gości kupiłam bilety na lokalny autobus. Technicznie to było bardzo uciążliwe – bo wszyscy mega głodni, każdy przyjechałby o innej porze, nie wiadomo czy czekać z jedzeniem, nie byłoby jak pokazać wszystkim domu i zorganizować wszystko na początku i jednocześnie grzać i nosić na stół jedzenie, a i kierowców którzy w wigilię zdecydowali się wieźć ludzi trzeba by było przyjąć co najmniej na herbatkę, a ja w domu jedna do tego wszystkiego – szykował się wielki bałagan organizacyjny, ale wydawało się że nie ma wyjścia.  Ale w ostatnich dniach przed Wigilią napisał do mnie kolega że załatwił autokar i że załatwił pokrycie jego kosztu. Bilety już kupione przeze mnie na lokalny autobus udało się zwrócić z utratą małej opłaty manipulacyjnej którą sami pokryliśmy. Ten autokar bardzo, bardzo dużo pomógł.

IMG_20171211_125444

Pościele i naczynia. Nasz dom zawsze był pełen gości – za darmo gościliśmy podróżników z organizacji podróżniczych, naszych znajomych i ich znajomych, spotkanych autostopowiczów i turystów. Ale zwykle mieliśmy część gości ze swoimi śpiworami, menażkami, kubkami, a tylko część potrzebowała wszystkiego od a do z. Przez lata nazbieraliśmy od rodziny i znajomych trochę kołder, kocy, pościeli, ręczników. Co ktoś wymieniał bo sam chciał mieć nowsze i modniejsze to my zbieraliśmy. I w tej chwili po przeliczeniu wszystkiego brakowało jeszcze drugiego tyle. Rozpoczęliśmy więc zbiórkę. Napisałam kolejnego posta na fb.

Spędziłam ileś dni przyklejona do messangera i telefonu aby dogrywać czasem nawet drobne rzeczy. Poza tym co było potrzebne do organizacji świąt, wiele osób dawało używane ubrania i zabawki dla dzieciaczków. Ja to układałam w pudła i upychałam pudła pod schody gdzie czekały na gości :) Pojechaliśmy 2 tygodnie przed świętami do mojej rodziny gdzie moja rodzina dała nam dużo rzeczy, a tata znajomego co mieszka w tych samych rejonach zebrał swoich znajomych i dopełnili nam auto tak że wracaliśmy do domu wypakowani po brzegi.

Przed samymi świętami przyszła też znacząca pomoc od dwóch koleżanek. Jedna mieszkająca daleko na zachodzie Polski przez znajomą podała mi 3 paczki pełne talerzy, sztućców, półmisków i innych podobnych rzeczy tym samym upewniając mnie że już z naczyń niczego nie zabraknie. Druga koleżanka prowadząca znaną fb stronę o tematyce uchodźczej napisała tam że potrzebujemy jeszcze kołder. I dzięki temu trafiło do nas około 10 kołder – większość z nich pojechaliśmy odebrać autkiem z Krakowa.

IMG_20171221_013145

Przez cały ten czas przychodziły też do nas paczki – część z ustalonymi prezentami dla dzieci, część z ubrankami i zabawkami, część z drobiazgami na święta, część z rzeczami zamówionymi przede mnie do realizacji programu podczas świątecznych dni. Teraz już żaden kurier do mnie nie dzwoni przed przyjazdem – wszyscy kurierzy wszystkich firm przez ten czas nauczyli się na pamięć gdzie mieszkam, tyle było przesyłek! (na naszym terenie kurierzy dzwonią przed przyjazdem bo domy są porozrzucane po górach i adres niewiele znaczy).

przes

I cały ten czas to pranie, pranie i pranie. Nasza pralka hulała prawie non stop. Większość tych rzeczy które przychodziły – zarówno pościeli jak i ubrań przeleżała ostatnie miesiące/lata w szafach i piwnicach i trzeba było wszystko przeprać aby było świeżutkie dla dzieciaczków. Talerze i naczynia podobnie, ale zmywarka i tak miała zdecydowanie mniej roboty niż pralka :)

IMG_20171219_152458

Prezenty od włoskiego mikołaja. Nasz kolega z Włoch razem ze swoją grupą znajomych postanowili zrobić dodatkowe prezenty dla dzieci. I w niedzielę tydzień przed świętami przyjechali do nas w kilka osób z prezentami dla wszystkich dzieci. Pakowali wszystko od razu u nas i zostawili prezenty dla mikołaja, aby wręczył je dodatkowo dzieciakom :)

ren

Licytacje. Mam koleżankę która bardzo często robi coś dobrego dla ludzi w potrzebie. Robi własnoręcznie piękną biżuterię, wystawia ją jako licytacje z ceną minimalną na swoim fb i za to co uda jej się uzbierać wspiera innych. Ostatnio robiła takie licytacje biżuterii dla ludzi którym spalił się dom i dla bardzo chorej kobiety. I kiedy ta koleżanka usłyszała o naszych świętach to zapakowała mi ileś pięknych wisiorków i bransoletek, wysłała pocztą mówiąc – zrób licytacje wśród swoich znajomych – ile uzbieracie tyle będzie będzie dla dzieciaków na święta. I tak też zrobiłam. Prawie wszystkie rzeczy zostały wylicytowane – a te które zostały dostały trzy mamy podczas świąt jako prezenty.

1a

Ostatni tydzień. Założyłam sobie że przez całe dwa miesiące będzie sporo przygotowań, a ostatnie 2 tygodnie będą intensywne przygotowania. Ale się przeliczyłam. I to się przeliczyłam dzięki Wam. Najpierw było zgodnie z planem, ale ostatni tydzień mógłby mieć po 48 godzin dziennie. Ilość robotki właśnie dzięki temu że cały czas spływała pomoc była przeogromna. Nie spodziewałam się aż tylu paczek i przeróżnych rzeczy do odebrania, uporządkowania, wyprania, umycia, pakowania, przeorganizowywania w ostatniej chwili. I nie spodziewałam się aż takiej ilości czasu spędzonego na messangerze i komórce na rozmowach z ludźmi. Spałam po 2-4 godziny każdej nocy. Już kilka dni przed imprezą niezbyt wiedziałam jak się nazywam. Wstawałam rano, robiłam, robiłam, o 16tej zdawałam sobie sprawę że nie miałam wcześniej chwili nawet na kanapkę na śniadanie. Początkowo wyobrażałam sobie że to będą bardzo skromne święta, że własnymi siłami przygotujemy kilka małych potraw na wigilię, a resztę dni goście będą jedli tanie mieszanki w stylu kasza z warzywami – bo na tyle byłoby nas samych stać przy tylu osobach. A dzięki Wam były to święta na bogato. Niektórzy mi w czasie świąt opowiadali że to takie dziwne, mało znane uczucie być przejedzonym :)

Dzwonili i pisali do mnie ludzie z różnych mediów (w tym niektórych tych czołowych w Polsce) – mimo że co roku robimy święta dla wielu nieznajomych podróżników, to jednak słowo uchodźca i muzułmańscy uchodźcy w takiej ilości na święta w prywatnym polskim domu to temat bardzo chwytliwy i idealny na medialnego newsa. Gazetom i portalom internetowym mówiłam tak, ale po autoryzacji. Telewizje i radia odsyłałam do Mariny. Ona ma dużo lepszą wiedzę i ma odniesienie do całej tematyki, pomaga tym ludziom na co dzień, zna doskonale przeszłą i obecną sytuację w Czeczenii i umie się pięknie, odważnie i z miłością wypowiadać w mediach. Kilka fajnych artykułów i audycji powstało po tych świętach. Ta radiowa audycja w TOK FM kilka dni przed świętami mi się bardzo podobała. Nagrana w mp3-ce dzięki koledze :)

Kolega przywiózł nam materace. Część gości miała spać na antresolach. Wszyscy tam zwykle spali po prostu na dywanie/wykładzinie. A kolega załatwił nam kilka używanych materacy w super stanie i dzięki temu nikt nie musiał spać na wykładzinie.

mater

Plecaki.

Mam taką dobrą koleżankę która jest mega pozytywną osobą i jak to mówią ma gest. Napisała aby jej podać numer konta to coś drobnego dorzuci do tych wspólnych świąt dla dzieciaków. I jak się kolejny raz zalogowałam to myślałam że mi się zera pomyliły. Bo to coś drobnego miało dwójkę na początku i 3 zera jak małe kaczątka za mamą tuż za tą dwójką. I zbiegło się to akurat z moim myśleniem na temat: w co zapakować prezenty. Nie lubię papierowych toreb. A część tych prezentów dla dzieci jest na tyle duża, że trzebaby kupić duże papierowe torby, takie za 7-10zł. Wydać prawie 400zł na papierowe torby? Brrrr. I wieczorem biorę prysznic, a wiadomo pod prysznicem przychodzą najlepsze pomysły do głowy. I przyszła mi myśl: plecaki! Takie najtańsze, chińskie, ale możliwe do późniejszego wykorzystania. Mój reaserch w tym temacie w najbliższych dniach wyglądał tak: w carrefourze są takie najtańsze chinole za 20zł. Tyle że są ciut małe i co przekreśla temat – mają ich w całym markecie 10 sztuk. Na necie takie najtańsze przeciętnej wielkości chinole w ilości większej niż 5 sztuk są już od 38zł. Ale już za ciut więcej niż 50zł są plecaki 40 litrowe (czyli całkiem duże) Quechua – firmy (znanej głównie z sieci sklepów Decathlon) słynnej z zaskakującej jakości w stosunku do ceny. Sama mam ileś tanich rzeczy Quechua i byłam zaskoczona jakością. Więc jako że akurat zbiegło się to z przelewem od mojej koleżanki to wiedziałam że to nie przypadek. I już za kilka dni przyszły kurierem dwie mega-paki pełne niebieskich plecaków. To jak świetny to był pomysł widać było już w czasie świąt.

IMG_20171222_121728

Pakowanie prezentów. Nikt by nie pomyślał ile godzin zajęło mi zapakowanie 37 prezentów. Duuuużo. Zwłaszcza że w ramach dochodzących paczek i funduszy te prezenty ciągle się powiększały. Wymyśliliśmy też jak te plecaki podpisać. Bo mała przyczepiona naklejka czy karteczka byłaby dobra na chwilę, ale te wszystkie dzieci z tymi wszystkimi plecakami mają u nas na tej małej przestrzeni być przez 4 dni. A plecaki są identyczne. Najpierw myślałam o takich doczepkach jak na bagaż samolotowy, ale one są powyżej 10zł jedna. Więc w końcu kupiłam małe plastikowe breloczki takie jak do kluczy. Jeden taki breloczek kosztuje 50gr :) Pomysł był mega trafiony, każdy breloczek był podpisany imieniem i wiekiem dziecka (wiekiem bo było kilkoro dzieci o tych samych imionach). Natomiast kiedy po wykręceniu i ponownym wkręceniu 37 breloczków próbowałam palcami dotknąć czegokolwiek (np klawiszy na klawiaturze laptopa) to czułam spory ból 😀 Ale przynajmniej breloczki na pewno nie odpadną :)

breloczki

Co było w prezentach? Tu dosłownie kilka rzeczy z różnych prezentów którym zdążyłam w przelocie zrobić fotki:

prez

Najlepiej obejrzyjcie całą zawartość kilku prezentów na poniższych filmikach:

A tak wyglądało wszystko – ukryliśmy przed dziećmi w domu u naszych świetnych sąsiadów, bo u nas nie było szans aby gdziekolwiek mogło to być umieszczone tak aby przez Wigilię nikt nie widział :)

gotoweprezenty

Jedzenie. Miałam gotować sama. Miałam gotować całkiem niedużo choć czasowo wiedziałam że zajmie mi to dużo, dużo czasu. Natomiast pomoc przyszła i to z kilku kierunków. Jeden kolega przywiózł z zaprzyjaźnionej restauracji kilka dań i ciast dla 40 osób, druga koleżanka siedziała ileś czasu i przywiozła mi całe wielkie pojemniki z kolejnymi gotowymi domowymi daniami i ciasta, moja mama pichciła tez długo i posłała mi autobusem z Lublina dzień przed świętami całą paczkę słoików z gotowymi domowymi daniami tylko do odgrzania. Jarka Mama zrobiła wielgaśny gar pysznej zupy grzybowej ze swoich grzybów i kotlety drobiowe dla wszystkich w pierwszy dzień świąt. Mi zostało 5 potraw. Plus kolejni znajomi z Krakowa i okolic pichcili ciasta, ciasteczka i inne cudowności i przekazali Jarkowi na dworcu w Krakowie jak odbierał naszych gości z Polskiego busa. Plus dostaliśmy kolorowe domowe pierniczki – jedne od sąsiadów, inne przyszły paczuszką :)

Jarek wyszukał i przywiózł żywą choinkę :)

pierniczki

Zakupy. Ileż to godzin mi zajęły. Jakbym zliczyła wszystkie to pewnie ze dwie doby 😀 Najpierw te internetowe jak plecaki czy czepki na basen dla wszystkich, czy nawet pszenica na kutię, której nie ma tu nigdzie w sklepach. Te rzeczy dla wszystkich to mają jeden główny problem – ciężko je kupić w jednym sklepie w ilości prawie 40 sztuk. Plecaki kupowałam w dwóch sklepach, czepki w trzech. A i tak wychodziło taniej niż stacjonarnie.

W międzyczasie zaliczyłam kilka wypraw do Auchana i Tesco gdzie kupiłam między innymi jabłuszka zjazdowe dla wszystkich :) Bilbord z daleka trąbił że jabłuszka po 3,99 tylko w Auchan (rzeczywiście najtańsze, na necie nie ma tak tanio), ale aby je znaleźć to musiałam objechać kilka Auchanów bo ludzie wykupili je z pierwszym śniegiem i nowych dostaw brak 😀

Materiały biurowe do rysowania (między innymi rysowania podziękowań dla wszystkich) i materiały do dekoracji choinki. Było tego kilka reklamówek z kilku sklepów. Specjalnie kupowałam różnorodnie i w nadmiarze, bo co nie zostało zużyte u nas to dzieci zabrały ze sobą do Warszawy.

I nadeszła sobota – dzień wielkich zakupów. Plan był taki – zakupy do południa, a po południu wszystkie inne rzeczy. No więc początek dnia był zgodnie z planem – pojechaliśmy na zakupy. Tylko że kiedy wróciliśmy to z tego co pamiętam była chyba jakaś 19ta… Trzy sklepy plus piekarnia. Moja długoo robiona lista miała 4 strony A4. Nie mogłam niczego zapomnieć bo od niedzieli po wtorek wszystkie sklepy były zamknięte. Zwłaszcza w naszym lokalnym sklepie wszyscy patrzyli się dziwnie kiedy ładowaliśmy do pełna piąty wielki wózek z jedzeniem. Ci co nie wiedzieli co robimy musieli o nas myśleć że jesteśmy nieźli burżuje 😀 Ciekawych spojrzeń było dużo :) Znajomi pozdrawiali i życzyli powodzenia. A najmilsza sytuacja z zakupów była taka, że podeszła do nas jedna pani nauczycielka, powiedziała że rozmawiali w pokoju nauczycielskim o tym co robimy i dała po cichu 100zł mówiąc abyśmy coś jeszcze dla tych dzieciaków kupili. Różnych reakcji się spodziewałam, a zetknęliśmy się z samymi dobrymi :) Potem odbiór zamówionych wielu chlebów z piekarni. I druga część zakupów w dużym markecie w oddalonej od nas o pół godziny Limanowej – naszym mieście powiatowym. Szukamy wszystkiego czego nie znaleźliśmy u nas na miejscu. Wielkie wózki znów pchamy do kas. I kupujemy słodycze do prezentów – bo w naszym lokalnym sklepie wielu rzeczy nie ma w takiej ilości aby było to samo do każdego prezentu. Dlatego dopiero na koniec kupowałam większość prezentowych słodyczy, bo musiałam wiedzieć jak stoimy z budżetem i ile słodkości mogę do prezentów dołożyć.

Oczywiście te wszystkie zakupy nie były tylko za nasze pieniądze. Powiedziałabym – głównie były nie za nasze. To wszystko było możliwe dzięki pomocy wielu naszych przyjaciół, znajomych i dobrych ludzi :) Wspólnymi siłami zrobiliśmy tym dzieciakom i ich rodzicom święta takie jak ma przeciętny Polak – z dużą ilością rozmaitego jedzenia i dużymi prezentami :) Są nam wszystkim bardzo za to wdzięczni i ileś razy słyszałam prośby aby wszystkim którzy pomogli bardzo podziękować.

zakupy

Rozpakowywanie i układanie w domu zakupów – prawie dwie godziny… nigdy jeszcze tyle nie rozpakowywałam zakupów 😀 Jako że nie ma dużych mrozów to cała nasza nieocieplana weranda została kilka dni temu wysprzątana i totalnie przeorganizowana, nasze graty wynieśliśmy do szopy, a weranda została przystosowana całkowicie na użytek świąt – widoczną z salonu jej część zajmuje choinka, a cała reszta zamieniła się w wielką lodówkę i magazyn. Postawiliśmy półki, pudełka, tak aby wszystko się pomieściło. Bo oczywiście nasza wielka lodówka w kuchni (mniej więcej tak duża jak dwie zwykłe, bo nie mamy w niej zamrażalnika) była pełna. A oddzielny zamrażalnik pod schodami też mieścił różne niespodzianki jak na przykład 5 wielkich pudeł lodów i mrożone pierogi i uszka.

wer

Ostatnia noc przed Wigilią. Wieczorem przyjeżdżają na chwilę różni znajomi z jedzeniem i wszelaką inną pomocą. Ja właściwie nie wiem w co ręce włożyć. Jarek też. Tyle jest jeszcze do zrobienia. Noc jest długa i za krótka za razem. Gotuję, sprzątam, organizuję różne rzeczy (np wszystkie nasze prywatne buty i kurtki lądują w środku w łóżkach aby półki na buty i wieszaki w ciepłej części domu były na przemoczone po śniegowych wyprawach butki i kurtki dzieciaków). Kilka godzin dopakowuję prezenty, te słodycze kupione w ciągu dnia i kilka innych drobiazgów przywiezionych przez znajomych.

Przestawiamy meble, część wynosimy na werandę aby jak najwięcej miejsca było w kuchni i salonie bo to będzie najciaśniejsze miejsce. Jarek walczy z wyrzynarką i wkrętarką na antresolach aby pozabezpieczać je tak aby było więcej miejsca, ale aby nikt z dzieci nie spadł. Wkręca też dodatkowe wieszaki na dole aby wystarczyło miejsca na wszystkie kurtki. A ja kończę jeszcze ścielić łóżka (ścieliliście kiedyś łóżka dla prawie 40 osób? 😀 ), większość tego zrobiłam już w poprzednich dniach, ale część dostarczonych w ostatniej chwili pościeli dopiero wyschła po praniu. Ręczniki też już wyprane i poskładane układam przy wejściu na piętro aby każdy mógł sobie wziąć. Przeorganizowujemy nasze pomieszczenie gospodarcze na noclegownię dla jeszcze jednej lub dwóch osób.

Organizuję listę podziękowań (bo dzieci przekazały mi przez Marinę że będą chciały rysować podziękowania) i podpisuję 200 kartek na podziękowania aby potem wiadomo było który rysunek dla kogo i aby każdy dostał (ogarnęłam tyle ile tylko byłam w stanie, bo dowiedziałam się o tym późno).

No i gotowanie. Kompot z suszu pachnie już w całym domu. Pszenica na kutię gotuje się, a że jest w dużej ilości to muszę ją rozkładać na dwa garnki. A ileś rzeczy będzie rano, tak aby były świeżutkie :) Choć rano to już jest… o 5tej zastanawiam się czy położyć się spać na godzinę czy mogę sobie pozwolić na dwie. Wiem ile jest jeszcze do zrobienia więc nastawiam na ten króciutki symboliczny sen najgłośniejszy i najbardziej rozdarty budzik – koguta 😀 Kto ma w telefonie to wie 😀 😀

IMG_20171224_041213

Wigilia rano :) Jarek smaży karpia i rybę do ryby po grecku. Zapach roznosi się po całym domu. Ja walczę z kutią i kluskami z makiem (rety, ile to godzin krojenia orzeszków i bakalii kiedy robi się kutię dla prawie 40 osób!) W między czasie sprzątam cały dom. Po 10tej dzwoni Marina, że są już w autobusie, są małe zmiany personalne i trzeba przeorganizować prezenty. Zgrywam przygotowaną wcześniej playlistę około 100 kolęd na komputer podłączony do głośników w salonie, Jarek przywozi pożyczone ławy do siedzenia bo mieliśmy za mało “siedzisk”, jedzie też po strój mikołaja, ogarnia swoją pulę rzeczy do zrobienia i jedzie do Nowego Sącza skąd jest autokar, aby wsiąść z kierowcą i całą ekipę w Krakowie załadować do autokaru i przywieźć do domu.

Wybaczcie że w Wigilię już się nie dało ze mną skontaktować na messangerze ani przez smsa – nie miałam na to dosłownie chwili.

Wynoszę wszystkie prezenty do domu sąsiadów. Sąsiedzi mimo swojego zamieszania wigilijnego chętnie pomagają mi nosić bo ja już lecę na resztkach powera. Udostępniają mi pokoik gdzie jakoś mieścimy wszystkie prezenty. W międzyczasie szykuję wszystko dla naszych zwierzaków na te zwariowane dni. Koty zamknięte w pokoju będą słyszały te święta tylko przez ścianę. Już przy dużo mniejszej ilości dzieci w naszym domu zamykaliśmy koty bo wielki hałas i mnóstwo gwałtownych ruchów dzieci sprawiają że koty są nieźle przerażone.

Robię 10 rzeczy na raz – szykuję karteczki informacyjne na drzwi, palę w piecu aby była ciepła woda jak przyjadą, wieszam ostatnie dekoracje i lampki na ścianę, gotuję ziemniaki do śledzia, przygotowuję kolejne rzeczy aby były gotowe do odgrzewania (przydałoby się w jednym momencie 10 kuchenek aby to wszystko odgrzać i postawić na raz na stole), robię kuchnię funkcjonalną pod każdym względem dla naszych gości :) Jest mnóstwo, mnóstwo szczegółów do dogrania. A Jarek odkąd odebrał w Krakowie naszych gości dzwoni na bieżąco i mówi mi gdzie już są, tak abym ze wszystkim zdążyła. Grzeję zupy, aby były ciepłe na początek. Zaczniemy Wigilię zaraz po tym jak przyjadą, jest po 17tej, a oni wyszli z ośrodków i mieszkań koło 8mej rano, tyle godzin w podróży to wszyscy będą bardzo głodni.

Wreszcie słyszę dzwonek i lecę do drzwi…  :)

pokoj

Spytacie dlaczego robiliśmy wszystko tu w domu sami i ledwo wyrabialiśmy na zakrętach? Po pierwsze nie spodziewaliśmy że tyle osób będzie chciało pomóc i że będzie potrzebna aż tak zaawansowana organizacja, odzew był wielki, a ja początkowo wyobrażałam sobie dość prostą organizacyjnie imprezę robioną prawie tylko przez nas. A końcowo pomagających było dwieście osób plus często jeszcze ich rodziny i osoby wspierające. Samo dogranie wszystkiego z każdą z tych osób przez telefon i messangera to było ileś dni gdyby to wszystko zebrać do kupy. Po drugie – było kilka osób które chciały przyjechać pomóc na same święta. Natomiast na święta bałam się kogokolwiek dodatkowego zapraszać. Słabym punktem domu jest mała jadalnia – znaczy duża, ale jak jest 39 osób w domu (37+my) to jest mała. Zapraszanie dodatkowych osób do pomocy znaczyłoby kolejne osoby w tej jadalni, bo spędzaliśmy tam większość czasu. Nasi wspaniali sąsiedzi którzy na święta wyjechali z domu zostawili nam nawet klucze do ich domu jakbyśmy potrzebowali właśnie kogoś ze znajomych pomagających przenocować, więc nie nocleg był problemem, ale właśnie wielkość jadalni. Decydując się ilu zaprosimy gości braliśmy pod uwagę że będziemy tylko my z nimi w domu, więc zapraszaliśmy tyle osób aby było na styk, chcieliśmy aby jak najwięcej dzieci mogło skorzystać z tych Świąt. Nie chciałam też zapraszać jednych co chcą pomóc, a odmawiać drugim. Zresztą kiedy już przyjechali goście to mamy od razu pomogły mi ogarniać wszystko. Najcięższe były właśnie te ostatnie dni przed świętami i wigilia rano. Wtedy najbardziej potrzebowałam pomocy, ale większość osób miała wtedy swoje przygotowania wigilijne więc to normalne że każdy był zajęty swoimi rodzinnymi obowiązkami :) Natomiast narzekać nie mogę bo dostałam mnóstwo, mnóstwo różnorakiej innej pomocy i koniec końców wszystko udało się cudownie :)

Powrót do dłuższej wersji relacji ze Świąt