Ukraińskie Marmarosze, Czywczyny i Jałowiczory

Marmarosze (Góry Rachowskie), Czywczyny i Jałowiczory

20-29 września 2019

Poniżej kilka informacji praktycznych, a fotorelacja z trasy tutaj: http://gosiaaugustyniak.pl/fotorelacja-ukrainskie-marmarosze-czywczyny-i-jalowiczory/

Garść informacji praktycznych – jako, że poza blogiem Adama Rugały rugala.pl (któremu bardzo dziękujemy, bo jego informacje były dla nas bardzo pomocne przy planowaniu wyjazdu) ciągle mało jest informacji o tych terenach.

Pojechaliśmy grupą 6 osobową, nieznającą się wcześniej, zgadaliśmy się przez grupę “Karpaty Ukraina”.

Nasza trasa (zaznaczona na mapie zrobionej przez Adama Rugałę). Zielone punkty to noclegi:

trasa

Formalności związane z przebywaniem na granicy wyglądały tak: jakiś tydzień przed wyprawą wysłaliśmy w języku ukraińskim zgłoszenie do dwóch oddziałów ukraińskiej straży granicznej (dokładnie wysłała to nasza koleżanka Ukrainka, gdyby ktoś potrzebował to chętnie odpłatnie może ona komuś też napisać). Poniżej nasze podanie z zamazanymi danymi personalnymi. Podanie wysyła się mailem. Jako, że jest to jakoby zgłoszenie i straż graniczna na nie nie odpowiada to dobrze jest zadzwonić 2-3 dni przed wyruszeniem czy wszystko jest ok i czy możemy iść.

_MG_4422

Obszar po jakim szliśmy podlega pod dwa różne oddziały straży granicznej (od Dilovego do Stoha pod oddział Mukaczeski i od Stoha do Szepitu pod oddział Czerniowiecki). Wszelkie formalności musieliśmy więc robić podwójnie (wysłać dwa podania i wykonać dwa telefony).

Każde podanie wydrukowaliśmy sobie po dwa razy. Po jednej kopii każdego zabrano nam przy rejestracji w każdym z okręgów w trasie (w Dilovem wymieniając na karteczkę o której za chwilę, pod Stohem spytali się czy mamy kopię, gdy powiedzieliśmy, ze mamy to bardzo się ucieszyli i zabrali nam jedną kopię). Najlepiej myślę mieć wydrukowane nawet więcej niż 2 kopie w przypadku grupy – nam się zdarzyło lekko rozdzielać (część wchodziła na szczyt, część trawersowała) i wtedy dobrze jeśli każdy ma papier (choć w teorii rozdzielać się nie powinno to nie mieliśmy z tym problemów, raz pogranicznicy podjechali po prostu do drugiej części grupy).

Jeśli w praktyce na wyjazd pojedzie mniej osób niż jest w podaniu, bo np się ktoś rozchoruje, to nie ma problemu – u nas tak było, było nas w podaniu 2 osoby więcej niż w praktyce pojechało.

Podanie po ichniejszemu nazywa się “dozwił” i tym słowem pogranicznicy o nie proszą.

Jeśli chodzi o kontrole na trasie: w Dilovem zgłosiliśmy się do placówki straży granicznej. Do środka nikt nas nie wpuszczał. Do bramki podszedł pogranicznik, wziął kopię podania i paszporty, wrócił po chwili z paszportami i karteczką “przepustką” dając znać swoją miną i głosem że już niedługo będzie to zbędna formalność. Wpisał nam błędnie numery słupków na karteczce więc po chwili znowu dzwonimy i mu tłumaczymy, że my będziemy iść od Popa Ivana, a nie do Popa Ivana. Machnął ręką że to nie ważne, ale że się upieraliśmy aby poprawił to wyjął długopis, zamazał i wpisał nowe numery. Bez żadnej parafki. Wychodząc z Dilovego w dolinę Biłego na szlabanie stoi pogranicznik i poprosił tylko o tą karteczkę do wglądu (bez paszportów).

1
Karteczka przed poprawką
2
Karteczka po poprawieniu przez pogranicznika

Schodząc z Popa Ivana mija nas dwójka pograniczników. Tak sobie patrolują. Tu jest sporo turystów, więc nie chce im się nas sprawdzać, po prostu nas mijają. Drugiego dnia gdzieś tam mija nas straż graniczna, ale też nic od nas nie chcą. Tak dochodzimy pod Stoha.

Pod Stohem najpierw idziemy do budki straży granicznej. Proszą już o kopię podania na okręg Czerniowiecki i nasze paszporty. Rejestracja trwa jakieś 20 minut. W tym czasie nabieramy wody, bo obok jest fajne źródło. Zostawiamy obok pograniczników plecaki i na lekko idziemy na Stoha (trzeba ciut się cofnąć do przecinki, bo droga prosto od pograniczników w górę zagrodzona jest zamkniętą bramą).

Od Stoha teren jest zdecydowanie mniej turystyczny i to od razu widać w reakcjach pograniczników. Ci z okolic Popa Ivana Marmaroskiego są do turystów tak przywykli że nie chce im się ich kontrolować i mijają ich jak obrazek codzienny. Tu, w okręgu Czerniowieckim pogranicznicy albo cieszyli się że w końcu raz na tydzień mogą kogoś skontrolować, albo że po prostu mogą pogadać, raz skończyło się nawet wymianą jedzenia, ale o tym poniżej.

Na Rohach wieża obserwacyjna straży granicznej nazywana przez nas “Okiem Saurona” – świetnie usytuowana bo widać ją było przez ponad dzień naszej wędrówki. Tym razem pusta, choć pewnie w obecnych czasach może być tam kamerka.

435
“Oko Saurona” Wieża obserwacyjna w Rohach

Kawałek za strażnicą mijają nas pogranicznicy: dozwił (kopia pozwolenia), paszporty, gdzie planujecie spać. Miło i bez problemu.

Zaraz za Rohami kończy się droga równoległa do granicy i wychodzimy znów na samą drogę graniczną. Tu bardzo dobrze jest wiedzieć gdzie możemy się poruszać. Mamy bowiem wyjść za zasieki (w większości porozwalane, ale ewidentnie widoczne) i poruszać się drogą graniczną, która należy jeszcze do Ukrainy. Faktyczna granica jest kilka/kilkanaście metrów dalej niż droga graniczna. W wielu miejscach część szerokiej drogi od strony granicy jest zaoranym pasem ziemi. Jednak zaoranym dość dawno i w większości jest teraz traktowana jako normalna część drogi. Bardzo polecam dokładny opis Adama Rugały z jego bloga, a szczególnie to zdjęcie: http://rugala.pl/foto/8123/e91/ Nam bardzo pomogło aby wiedzieć gdzie iść możemy, a gdzie nie.

Koło Wielkiej Budyjowskiej mija nas ciężarówka z pogranicznikami, ewidentnie rozwożą i zwożą ich na/z posterunków.

Za Czywczynem, przed budynkiem Parku Narodowego na Połoninie Popadia mija i zatrzymuje nas dwóch pograniczników na kładzie. Młodzi, udający surowych, szczególnie jeden – wyjątkowo próbował zaciskać kąciki ust aby się nie śmiać gdy my w świetnych nastrojach, mega radośni gadaliśmy wesoło z nimi. Starał się skontrolować wszystko, nawet zauważył po pieczątkach, że jechaliśmy do Lwowa przez różne przejścia graniczne. W całym tym dokładnym sprawdzaniu paszportów i pilnowaniu aby nie zapomnieć, że ma być poważny zapomniał zapytać o dozwił, dopiero jak się spytaliśmy czy nie chce skontrolować, to się kapnął, że przecież tak : D Jeszcze pytanie gdzie dziś śpicie i pojechali dalej.

Kolejna kontrola na Przełęczy Łostuńskiej. Tam jest budka pograniczników. I tu było mega sympatycznie. Na szybko pogranicznik sprawdził nam tylko paszporty (podania nie chciał), a potem zaczęły się rozmowy. Jak usłyszał że idziemy z Diłowego to przyniosł nam świeży chleb. Zatrzymaliśmy się tam na dłuższą chwilę bo jest tam mała rzeczka – więc uskuteczniliśmy jedzenie, pranie i mycie. W międzyczasie nasz kolega, który miał w plecaku kilka kilo słonecznika, pestek dyni i żurawiny (nie pytajcie dlaczego) stwierdził, że chyba na trasie wszystkiego nie zje i postanowił pójść do pograniczników i się z nimi podzielić. W zamian dostaliśmy wielki kawał słoniny. Bardzo miło wspominamy to miejsce. Panom ewidentnie się tam przykrzy i ucieszyli się że mogą z nami porozmawiać.

Kolejnego pogranicznika mijamy przy Palenicy. Sprawdza paszporty, kopię podania. Aby nie było nieporozumień mówimy mu, że zaraz się zatrzymamy, a część z nas idzie na Hnitessę i potem wraca do reszty. Trochę się zaniepokoił abyśmy się tam nie zgubili, ale zapewniliśmy, że wszyscy mamy dobre gps-y.

Schodzimy już po zmroku do Perkalabu. Kilometr przed placówką straży granicznej zaczyna padać mocny deszcz. W ciemności mijamy placówkę i pogranicznicy nas zauważają i zaczynają coś do nas krzyczeć. Niewiele rozumiemy w tym deszczu. Krzyczymy tylko, że “My turisty”. Zrozumieliśmy tylko że mamy wrócić do wielkiej bramy. Gdybyście szli tamtędy to trzeba czekać przy wielkiej bramie na samym początku (która wygląda jakby się nie otwierała). Stoimy w deszczu przy bramie, młody ukraiński pogranicznik czekający po drugiej stronie bramy z krótkofalówką na pozwolenie czy może nas wpuścić. Pyta nas: A kto z Was Ukrainiec? My na to, że nikt. On taki przestraszony: Jak to? A po chwili: Ale Wy mnie rozumiecie? My na to z uśmiechem, że tak. Uff – odetchnął. Zostajemy wpuszczeni na teren placówki. Pogranicznik prowadzi nas w deszczu i w ciemności pod główny budynek. Tam stoi kilku pograniczników, jednego poznajemy – kontrolował nas na Palenicy. Pytają gdzie dziś będziemy spać. Mówimy, że tu gdzieś w dolinie szukamy miejsca. Prowadzą nas więc za bramę placówki i rozbijamy się pod samym płotem. Mimo, że obok jest rzeczka to zabierają dwójkę z nas do kuchni abyśmy mogli nabrać sobie wody. Następnego dnia z rana przychodzi do nas pogadać starszy pogranicznik – w większości rozmawia prywatnie, o tym jak był w Polsce itp. Mówi nam natomiast ciekawą rzecz. Że na tym pozwoleniu co mamy dalej w kierunku Szepitu możemy poruszać się tylko po zewnętrznej stronie zasiek/płotu granicznego (on to nazywał Parkan). Niezbyt umieliśmy się dogadać dlaczego ani nie wiedzieliśmy czy jest to jego wymysł czy naprawdę tak jest. Nie był to na pewno złośliwy gość. Bardzo miło z nami rozmawiał. Tak czy inaczej nie mogliśmy iść dobrą drogą do Saraty tylko równoległą (w sumie dużo bardziej malowniczą) po drugiej stronie zasieków, wspinającą się o 200m w pionie wyżej pod sam szczyt Czarnego Działu. Bo inaczej zapłacimy duży mandat. Poradził nam aby następnym razem w podaniu ująć zapisek jak na zdjęciu poniżej, wtedy będziemy mogli iść tą drogą (zapisek oznacza: “pozwolenie na pozostanie za płotem i konstrukcjami inżynierskimi”). Zarówno ja, jak i znajomi którzy byli w tamtych terenach pierwsze słyszą – nowy przepis czy wymysł tego pogranicznika? (nie był to jakiś tam szeregowy, bo jak spytaliśmy czy możemy zostawić śmieci to powiedział, że jasne i zawołał na jakiegoś niższego rangą, który momentalnie te śmieci zabrał).

72086827_546728656137925_991618729290760192_n
Ten zapis pogranicznik polecił następnym razem umieścić w podaniu

Kolejne spotkanie z pogranicznikami mieliśmy jakiś kilometr przed Szepitem. Zmęczeni na maxa, było koło 23ciej, my od rana na nogach zrobiliśmy mega długi dzień aby zdążyć na jedyny autobus do Czerniowców o 5tej rano dnia następnego. Prawie na nich weszliśmy w ciemności. Ale oni ewidentnie szukali kogoś innego, pytali czy kogoś widzieliśmy po drodze. Nie byli zainteresowani kontrolowaniem nas. W Szepicie koło północy brama placówki straży zamknięta i światła zgaszone.

To jeśli chodzi o Straż graniczną. Generalnie było miło i przyjemnie, nie mieliśmy żadnych problemów. Przed wyjazdem koleżanka, która dzwoniła do oddziałów straży pytała czy można biwakować i palić ogniska na samej granicy – można. Choć nigdy nie mieliśmy takiej potrzeby, fajniejsze miejscówki były poniżej. Natomiast myśl o spaniu na samej granicy zupełnie nie budziła w nas żadnych negatywnych odczuć, ze wszystkimi potrzebnymi papierami czuliśmy się mega dobrze, pogranicznicy byli bardzo ok, właściwie w większości miejsc miałam takie odczucie rosnącego ich luzu w stosunku do turystów.

W dwóch miejscach płaciliśmy opłaty za wstęp do parku narodowego. Na samym wejściu w dolinę Biłego zaraz za Dilovem. opłata 30 hrywien od osoby.

4

Drugi raz płaciliśmy za wstęp do Wierchowińskiego Parku w parkowej budce przy trasie niedaleko za Czywczynem na połoninie Popadia. Opłata 20 hrywien od osoby.

3

Teoretycznie wydaje mi się że powinniśmy zapłacić jeszcze w budce pod Tomnatykiem za kolejny park, ale pracownik wyszedł z budki, spytał skąd idziemy po czym życzył nam miłego dnia nic nie mówiąc o opłatach.

Woda: Z wodą nie jest źle, ale jako że jest to grzbiet to nie jest też super, więc myśleć o niej trzeba. Pierwsze dni (do Czywczyna) szliśmy po długiem okresie bez deszczu. Niektóre źródła były wyschnięte.

Nasze sprawdzone punkty z wodą:

  • Dolina Biłego – póki szliśmy przy rzece nie było z wodą problemu 050
  • miejsce na namioty za popem Ivanem Marmaroskim. 200m od miejsca na namioty mała rzeczka wypływająca z chaszczorków.  Oznaczone żółtym kółkiem na mapie. 79357689_760865794429080_6131838647160274944_nIMG_3851
  • Źródło pod Meżipotokami. 79432841_2674339915965081_8616740900233543680_nuntitled-0176
  • Źródła Białej Cisy. Kto lubi sobie pobiec prawie pionowo 200m w dół, a potem znowu w górę to polecam. Dla przeciętnej osoby nie zmuszonej do tego brakiem wody i niekoniecznie chcącej odwiedzić to miejsce krajoznawczo nie koniecznie. Wszystkie źródła za Nieneskami były wyschnięte, więc nie mieliśmy opcji wziąć wody wcześniej. Spaliśmy pod Korbulem (w miejscu gdzie zaznaczone są ruiny bacówki), w związku z tym było to najlepsze miejsce na wieczorny spacer po wodę. Spacer szybkim tempem z nabraniem wody zajął nam prawie 2 godziny. Źródło pewne, choć nie jakieś wielkie. Nie ma problemu aby tam trafić nawet po nocy.

79758125_2874121962620729_7247282297206996992_n342 344 345

  • Źródło pod Stohem. Ale uwaga – źródło przy domku straży granicznej.  Źródło przed Stohem, od strony PIM było całkowicie wyschnięte. Natomiast tuż poniżej pograniczników (można spytać, pokażą) jest fajne działające źródło. 79312288_445290233084935_2473553235785285632_n
untitled-0324
Wyschnięte źródło przed Stohem (zaznaczone na mapie)
untitled-0326
Działające źródło koło domku pograniczników pod Stohem
  • Rzeczka koło Połoniny Ladeskul. Myślę, że mało komu będzie to potrzebne, bo kawałek od granicy. Zeszliśmy zachęceni z daleka dobrze wyglądającą chatką na połoninie Ladeskul. O chatce poniżej, ale nie polecam. Od chatki jakieś 20 minut idzie się niewiele w dół, prawie trawersem do rzeczki.  79360649_764523220713747_4119967736832983040_nIMG_4313
  • Źródło pod Czywczynem 79226882_499860663959976_8938217265308893184_nuntitled-0441
  • Źródło przy bacówce na Połoninie Briusnyi. Wbrew temu, że na mapie jest zaznaczona jako ruina jest to bacówka w której można się wyspać. A tuż obok źródło. Z małą przepustowością, ale dało się napełnić wiele butelek. 79596453_590451921782420_4527628053836201984_n539
  • Przełęcz Łostuńska. Rzeczka przepływająca przez drogę graniczną niedaleko chatki pograniczników. Wystarczy na gotowanie, mycie i pranie : ) 78916773_457245918308925_4203989640878751744_n569b
  • Perkalab – dolina rzeki, wody pod dostatkiem
  • Sarata – też nie ma problemu z wodą
  • Tomnatyk – w okolicach bacówki jest pewne źródło 79603764_784964095262416_7242290827949506560_n
  • Droga graniczna do Szepitu – nie ma problemu z wodą, trzeba kilka razy przejść przez rzeczkę

Miejsca noclegowe. Jeśli chodzi o miejsca pod namiot nie mieliśmy z tym większego problemu. Mijaliśmy ich ileś po drodze. Spokojnie można spać przy samej granicy. Było też ileś miejsc widocznych w drogi, tak, że żałowaliśmy, że akurat nie jest wieczór aby tam zostać. Bardziej myśleliśmy gdzie będzie woda, bo miejsc pod namioty było sporo (wędrowaliśmy w 3 namioty i tarp). Bacówek niewiele doświadczyliśmy. Większość z nich mijaliśmy w środku dnia, natomiast te w Czywczynach są w większości zniszczone. Poniżej opiszę miejsca gdzie spaliśmy plus takie co mijaliśmy i zwróciły naszą uwagę. Napiszę tez o kilku obiektach które już nie nadają się na nocleg. Zdjęcia tych miejsc znajdziecie w fotorelacji, te których nie ma, o ile mam fotki, wklejam przy opisie tutaj:

  • Dolina Biłego – jest kilka ładnych miejsc na rozbicie namiotów. Na jednym takim dużym miejscu biwakowym zatrzymaliśmy się na obiad
  • Połonina Lisicha – minęliśmy w ciągu dnia, wyglądała super
  • Połonina Latandur – przeszliśmy koło chatki tuż powyżej przełęczy, w której akurat byli jacyś ludzie
  • miejsce biwakowe za PIM (nocowaliśmy) – bardzo polecam, teren na kilkanaście namiotów, super widoki i woda na miejscu
  • Dawna chata pograniczników na przełęczy przed Mezhypotokami (trzeba od przełęczy odejść na północ kilkaset metrów). Tym razem jedynie dwie osoby od nas widziały ją z daleka idąc po wodę i stwierdziły że stoi i dach jest cały. Natomiast jeden z naszych członków ekipy nocował tam 3 lata wcześniej. I wg niego: “Spanko na glebie i piec był, było kilka pomieszczeń, dwa z podłogą, w tym jedno z łóżkami (metalowa rama i dno ze splecionych sprężyn (bez materaca) kiedyś takie były w szpitalach). W drugim pomieszczeniu był piec nieco zdewastowany, ale dało się palić, choć gotować już nie. Spać może tam jednocześnie nawet 20 ludzi.”
  • malutka chatka z dykty (płyt osb) na trawersie za Nieneskami. Ogólnie syf, ale awaryjnie 2-3 osoby by teraz przenocowały. Chatka się rozpada, więc nie wiadomo czy przetrwa zimę. IMG_20191218_130611IMG_5526IMG_5527
  • Korbul (nocowaliśmy) – na jesień ok, w lecie zbyt wystawiony na burze, plus daleko woda (wycieczka po wodę 2h), z bacówki została podmurówka. Spaliśmy na górce 300m od granicy, na samej granicy miejsce na max 1 namiot i bardzo wieje.
  • przed Stohem – piękne miejsce, normalnie jest źródło, ale kiedy jest susza może być tak jak teraz wyschnięte, wtedy trzeba przejść się do źródła koło pograniczników
  • Połonina Ladeskul (nocowaliśmy) – duża bacówka z dobrym dachem, ale chwiejącymi się już elementami konstrukcyjnymi. 2/3 naszego składu wolało rozstawić namioty koło bacówki niż spać w środku. 1/3 przeżyła nocleg w środku. W następnym roku, jeśli dużo śniegu będzie na niej tej zimy leżało, może już jej nie być, na tyle nadszarpnięta jest konstrukcja. Do wody 25min. Raczej nie polecam.
  • Połonina Starostaja – z trasy wygląda dobrze, natomiast nie schodziliśmy tam.
  • Przełęcz przed Wielką Budyjowską (z kapliczką) – jest miejsce na namioty.
  • Pod Czywczynem – od strony granicy rozwalająca się malutka bacówka (dziurawy dach na jej części). Dla jednej, dwóch osób może być miejscem awaryjnym do spania w czasie deszczu. My tam w czasie deszczu gotowaliśmy obiad. Obok źródło. Z pozostałych stron Czywczyna są też bacówki, widzieliśmy z daleka, ale nic o nich nie wiem.
  • Połonina Briusnyi (nocowaliśmy) – fajne zaskoczenie – wbrew temu co jest na mapie bacówka nie jest zupełnie rozwalona. Jedna jej część jest zachowana i spaliśmy tam spokojnie w 6 osób (do 8 się zmieści). Źródło tuż obok. Bardzo klimatyczne miejsce.
  • Przełęcz Łostuńska. Fajne miejsce pod namioty. Obok budka pograniczników. Woda na miejscu (rzeczka)
  • uwaga – bacówka zniszczona Połonina Zadna Staia (nie da się nocować, dechy i śmiecie na całej podłodze po kolana, dach mega dziurawy, a obok nie ma miejsca na namioty), nie warto tam zbaczać mimo, że na mapie wygląda to dobrze
  • Dolina Perkalabu (nocowaliśmy) – dużo dobrych miejsc na namioty
  • Czarny Dział – bardzo magiczne miejsce, są miejsca na namioty. Niedaleko naszej trasy, blisko szczytu jest ponoć chata w bardzo dobrym stanie i woda (nie zajrzeliśmy bo mieliśmy bardzo dużo do przejścia tego dnia). Natomiast na forum bieszczady.info.pl jest post kolegi z jesieni 2018 który ją dobrze opisuje:Bez nazwy-179393260_456052265316712_3662748986202128384_n
  • Dolina Saraty – dużo dobrych miejsc na namioty
  • Tomnatyk i droga do Szepitu – sporo fajnych miejsc pod namioty, specjalnie przygotowanych z wiatkami i ławami. Jeśli chodzi o wiatę na samym Tomnatyku, uważajcie bo w sezonie rozbicie koło niej namiotu (za barierkami) może być płatne strażnikowi parku. Niedaleko szczytu jest bacówka, gdzie można kupić dobre sery (ale uwaga, czasem kantują, w lecie za kawałek sera, który nie ważył nawet pół kilo dziewczynka wmawiała mojej koleżance Ukraince z którą tam byłam, że waży ponad kilogram i za tyle ma zapłacić)
  • Szepit – nocowaliśmy przy wodospadzie, 300m od centralnego skrzyżowania z barami – jest tam sporo miejsca pod namioty, od czasu do czasu po drodze 20m obok przejedzie auto.

Zdjęcia z większości tych miejsc można zobaczyć w fotorelacji do której link jest poniżej.

To tyle, jeśli chodzi o podstawowe techniczne informacje. Zapraszam do fotorelacji z wyjazdu, gdzie być może znajdziecie jeszcze inne przydatne informacje.

FOTORELACJA Z WYJAZDU

 

 

 

Leave a Reply